Witajcie,
Jest 19:20. 31 stycznia. Dokładnie o tej porze 25 lat temu przyszedłem na świat. Nie byłem wtedy sam. Była przy mnie najukochańsza kobieta - moja Mama. A dziś? Siedzę sam w domu. Jest półmrok i płaczę. Bo jestem sam i ogarnia mnie lęk że już zawsze tak będzie. Jedynie przez telefon mogę być z Mamą, która jest 600 km stąd. Co mnie tu przywiało? Odpowiedź jest prosta. Głupota, pragnienie szczęścia, miłości i spełnienia marzeń. Dostałem co chciałem ale zostało mi to odebrane. Poprzednie urodziny spędziłem z chłopakiem. Było świetnie, dużo znajomych, fajna impreza. A dziś jestem sam i jedyne o czym myślę to: Czy on pamięta że dziś jest moje święto? Nie sądziłem, że to akurat dziś za nim będę tak bardzo tęsknił.
Przygnębiające jest to że jest się tak młodym, tyle ludzi na ulicy. a jednocześnie można być tak samotnym jak ja jestem. Pomimo życzeń telefonicznych od Mamy i babci, które pamiętają, wiem że facebookowe są zasługą tylko i wyłącznie przypomnienia przez ten portal. Na pewno jakąś radość z nich miałem ale ile w nich szczerości? Naprawdę najchętniej w tym dniu nie wychodziłbym z domu. Mam ochotę schować się pod kołdrę i siedzieć w piżamie. Wiecie, w dzieciństwie kołdra była murem nie do przebicia. Uświadamiam sobie, że w chwili obecnej nie mam większych planów życiowych, a świadomość tego, że zbliża się nieuchronnie okres zapieprzania w pracy do śmierci jest jeszcze bardziej przygnębiająca. Jestem dziś pozostawiony sam sobie w swoich czterech ścianach, gdzie mogę płakać w poduszkę, bo i tak nie zrozumie, dlaczego..